Geoblog.pl    ludziepodrozuja    Podróże    Projekt 2012 Azja południowo wschodnia    Bangkok dzień jedenasty
Zwiń mapę
2012
06
sty

Bangkok dzień jedenasty

 
Tajlandia
Tajlandia, Bangkok
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 1527 km
 
Tajlandia to kraj pełen uśmiechniętych, życzliwych ludzi, fantastycznej architektury, egzotycznej i smacznej kuchni. Pałace, drapacze chmur, drewniane chaty, skrajności i przeciwieństwa, wszystko to możesz znaleźć w tym kraju.

Przelicznik walutowy - bath tajlandzki oznaczany BTH

10 BTH = 1,09 zł

Dzień jedenasty 6 stycznia

Wczoraj wieczorem przekroczyliśmy granicę Malezji z Tajlandią. Pociąg zatrzymał się, wysiedliśmy na punkcie granicznym. Najpierw kontrola malezyjska, później tajlandzka. Na szczęście od prawie pół roku Polacy nie potrzebują wiz. Całość odprawy trwała około 1 godziny. Następnie wsiedliśmy z powrotem do pociągu, gdzie dostawiono już tajlandzką lokomotywę. Kobieta z "cateringu" przyniosła kartę, zamówiliśmy obiad i od razu śniadanie. Po półgodzinie przyniesiono dania. Później rozłożono nam łóżka i poszliśmy spać. Ranek powitał nas tajlandzkim słońcem, choć w przedziale zimno, bo klimatyzacja całą noc działała.Do Bangkoku dojechaliśmy o 12.00. W Tajlandii w stosunku do Malezji jest różnica czasu 1 godzina, więc znowu przestawialiśmy zegarki. Taksówką z dworca Hua Lamphong dotarliśmy do hostelu Marco polo.
Warunki - hmmm... - delikatnie mówiąc średnie. Toaleta wspólna z prysznicem, pokój wielkości łóżka, no, może 60 cm szerszy. Brak gniazdek elektrycznych w pokoju. Musimy ładować sprzęt (telefon, aparat czy laptop) przy recepcji.
Ale w nagrodę niewygórowana cena za ten pokój, blisko ulicy Ko San Road - serca taniego podróżowania w Bangkoku. To dzielnica gdzie tanio możesz kupić ubrania, uszyć je, zrobić niedrogo masaż, stóp lub całego ciała, kupić pirackie płyty, najeść się do syta, głównie Pad Tai - makaronem z kiełkami i jajkiem, z dodatkiem kurczaka lub krewetek. My oczywiście próbowaliśmy tego przysmaku, a także korzystaliśmy z masażu stóp. Łóżko przy łóżku, przy blasku księżyca, siedzą turyści, a młode i starsze Tajki (lub Tajowie) masują stopy.
Przy okazji zebrałam doświadczenie z Fish Spa, czyli głodne, małe rybki ogryzły mi skórę, lub jak kto woli martwy naskórek. Noc głośna jak nigdy. Dookoła masa dyskotek i nocnych barów. Panowie i panie wciskają wizytówki w rękę. Najbardziej zaciekawił nas ping pong w wykonaniu Tajskich kobiet. Ale może to pominiemy milczeniem...Nie skorzystaliśmy. Dobrze, że nasz pokój jest na drugim piętrze. Dudnienie basów z dyskotek docierało już w niewielkim stopniu. Ko San Road wraz z okolicznymi uliczkami to również biura turystyczne różnej maści. W jednym z nich zamawiamy wizy do Kambodży i Wietnamu. Wypełniamy wnioski wizowe, zostawiamy 3 zdjęcia i paszporty. W zamian dostajemy ksero paszportu i kartę wjazdową, którą dostaliśmy na granicy. Nie ma problemu z wypłatą z bankomatu. Jest ich dużo w tym rejonie.

dzienne wydatki:

śniadanie 2x 100BTH
taxi do hotelu 100BTH
obiad 2x 155BTH
owoce 2x 20BTH
napoje 37BTH
Pad Thai 2x 35BTH
cola i piwo 48BTH
fish spa 150BTH
masaż stóp 0,5h 2x 100BTH
wiza Laos 2x 950BTH
wiza Kambodża 2x 1000BTH
hotel 500BTH


Dzień dwunasty 7 stycznia

Dzisiaj dzień zwiedzania. Narzuciliśmy od rana ostre tempo, pomimo upału udało nam się zwiedzić Wielki Pałac, świątynię Wat Pho, oraz Wat Arun.
W Świątyni Wat Pho (leżącego Buddy) moją uwagę zwrócił hałas, jakby brzęczenie dzwoneczków. Przechodząc od wejścia i posuwając się w kierunku stóp Buddy ( a jest on długi na 46 m i 15m wysoki), słychać i słychać to dzwonienie, którego nie można zidentyfikować. Przechodząc z drugiej strony Buddy, od jego tyłu (pleców?), zagadka zostaje wyjaśniona. Wzdłuż ściany Świątyni stoją ustawione coś na kształt mis na stojaczkach. Jest zwyczaj, by wrzucać pieniążki po kolei, do każdej misy. Idzie człowiek, przez ileś tam metrów, tych mis jest chyba z dwieście, i w każdą wrzuca monetę. Dodatkowo na długości rozstawienia tych mis kursuje młody człowiek, Taj, który wrzuca zawartość tych mis - brzęczące drobne monety - do wielkiego wiadra. I tak cały czas. Oczywiście zaraz za stopami Buddy usytuowany jest punkt rozmieniania banknotów. Fantastycznie marketingowo pomyślana samonapędzająca się maszyna. Genialnie.

< Świętynia Wat Arun, czyli Świątynia Wschodzącego Słońca jest usytuowana po drugiej stronie rzeki Manam, naprzeciwko Grand Palace (Wielkiego Pałacu). Centralnym punktem świątyni jest monumentalna Stupa, otoczona czterema mniejszymi, rozstawionymi symetrycznie, na planie kwadratu.
br/> Do świątyni można się dostać promem z przystani Tha Tien do Th THai Wang. 82 metrowa wieża, w Khmerskim stylu została wybudowana w pierwszej połowie XIX wieku. Zdobiona jest kruszoną porcelaną.
Po przepłynięciu na drugą stronę rzeki, w upale, dzielnie wspinaliśmy się po stromych i głębokich schodach, osiągając kolejne (dwa!) poziomy. Z góry rozciąga się piękny widok na panoramę miasta, rozciągniętego wzdłuż rzeki, która wraz z przyległymi kanałami stanowi ważny szlak komunikacyjny miasta. Z tego powodu Bangkok nazywany jest czasem Wenecją Wschodu.

Następnie postanowiliśmy popłynąć łodzią kursującą regularnie po rzece. Na przystani mieliśmy do wyboru trzy rodzaje transportu. Są zwykłe przystające na każdej przystani, pośpieszne i ekspresowe, zatrzymujące się tylko w kilku punktach. Chcieliśmy dotrzeć do Vimanmek Teak Mansion. Tekowego domu zbudowanego na początku dwudziestego wieku. Wejście zapewnia bilet kupiony do Wielkiego Pałacu. Niestety nasza wyprawa okazała się daremna, a to z powodu niedopatrzenia przez nas godzin jego otwarcia. Pomimo to przejażdżka sama w sobie była bardzo miła. Bilety są stosunkowo tanie, linia podzielona na 3 strefy taryfowe. Zapłaciliśmy 1,6 zł za osobę na linii pospiesznej. Na jednej z przystani można karmić ryby, wielkie sumy pływające w ogromnej ilości przy brzegu.

Na pobliskich straganach kupisz chleb, w ramach spełniania dobrych uczynków możesz kupić ryby w worku i wypuścić je do rzeki. Masz więc do wyboru - karmienie lub darowanie wolności. I już dobry uczynek spełniony, który na pewno do Ciebie wróci.
Wieczorem kolejny spacer Khao San Road. Ulica raczej senna w ciągu dnia, wieczorem przechodzi metamorfozę. Ogromna ilość wielonarodowego tłumu przeważnie młodzieży, bawi się w knajpkach, dyskotekach, salonach piękności i przeróżnego rodzaju klubach. Jemy po raz kolejny Pad Thai. Dla odważnych są i specyficzne "smakołyki". Na kilku straganach spotykamy smażone świerszcze, żaby i jeszcze kilka nie zidentyfikowanych przez nas "robaków". Znajdują się chętni do degustacji tych specjałów... Ja nie skorzystałem, pozostanę przy drobiu itp. Kolejna noc w hostelu okazuje się wyjątkowo głośna. Klub na parterze budynku testuje chyba moc swojego sprzętu nagłośniającego. Basy chodzą tak, że cały budynek aż drży w posadach. Nie jest to jednak nic nadzwyczajnego w naszej okolicy. Całość usypia dopiero nad ranem, a my razem z nimi...


dzienne wydatki:

tuk tuk do Pałacu 40BTH
wstęp do Wielkiego Pałacu 2x 400BTH
woda i cola 80BTH
Pad Tai 2x 40BTH
owoce 20BTH
wstęp do Wat Pho 2x 100BTH
prom przez rzekę 2x 3BTH
wstęp do Vat Arun 2x 50BTH
prom przez rzekę (kolejny) 2x 3BTH
rejs po Menam 2x 15BTH
kawa 2x 30BTH
rejs po Menam 2x 15BTH
prom 2x 3BTH
przekąska spring roll 1x 25BTH
pat thai 2x 35BTH
piwo 2x 50BTH
shake mango 1x 20BTH
hotel 400BTH
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Komentarze (0)
! Możliwość dodawania komentarzy do tej podróży została wyłączona przez właściciela profilu
 
zwiedzili 3% świata (6 państw)
Zasoby: 23 wpisy23 0 komentarzy0 0 zdjęć0 0 plików multimedialnych0
 
Nasze podróże